Ostatnio stała się dziwna rzecz. Najpierw zastanawiałam się, albo raczej myślałam sobie: 'wow ale mam odporność, w ogóle nie choruję'. Biegałam po rehabilitacjach jak szalona, dodatkowo w odwiedziny do szpitala do męża, mało jadłam tylko piłam rano kawę a później w pośpiechu obiad bo jeszcze tyle do zrobienia... Pranie, sprzątanie, prasowanie, gotowanie, zakupy, ćwiczenia w domu. Wyrzuty sumienia z tym związane były wtedy mega duże. Jak to? Kupiłam upsee za ko 2 tysiące i leży? Nie mogę na to pozwolić. Szybciutko sprzątam po obiedzie i biorę się za chodzenie z Izą. Aaa mam jeszcze Olę. Zapomniałam ubrać ją galowo na apel z okazji 11 listopada. Co tam blisko mamy do domu, więc jadę po spódniczke, bluzeczkę, rajstopki. Upocona niczym na maratonie sztafety dociera do celu, przebieram dziecko, wracam. Nie siadam. Innym razem lecimy na urodziny koleżanki z przedszkola, ale dwie godziny które tam spędzi to ja mogę przeznaczyć na tankowanie samochodu i jakieś zakupy w gale...